Nosze – Część 1 – (Pre)Historia

Ravenna, Bazylika San Apollinare, około 500 r.
Ravenna, Bazylika San Apollinare, około 500 r.

W procesie ratowania można dostrzec kilka archetypowych przedmiotów.  Przyszedł czas na najbardziej pierwotne narzędzie  ratownictwa: nosze.

O „karetce” pisałem już wcześniej. Podobnie jak w poprzednich wpisach będzie to długi, hermetyczny wpis popularnonaukowy (esej/ silva rerum) roztaczający panoramę wokół tego magicznego przedmiotu, który oblepiony jest wieloma znaczeniami, przesądami, wierzeniami, stereotypami i pracami naukowymi. 

Dziś wiemy że ewakuacja poszkodowanego/ chorego z miejsca, w którym zastaliśmy go do miejsca docelowego (szpitala/ schronienia/ izolacji/ praktyk magicznych), gdzie podjęte będą bardziej zaawansowane formy leczenia/ rekonwalescencji ma długą historię.

Noszenie chorych/ pacjentów po urazie było w historiografii pomijane i marginalizowane. W każdym razie poświęcano mu niewiele miejsca w szeroko pojętej antropologii, nie mówiąc o historii medycyny.

Kiedy zacząłem czytać materiały dotyczące historii medycyny szukając informacji na temat noszy/ noszenia odniosłem wrażenie że ta forma pomocy w żaden sposób nie jest/ nie była traktowana jako czynność o charakterze medycznym. Dopiero w XIX w. doceniono nieco bardziej znaczenie tego przedmiotu i zaczęto zwracać uwagę na detale tego urządzenia. Zaczęła rozwijać się też prężnie medycyna jako dyscyplina naukowa. Coraz większe były możliwości w medycynie.  Coraz większe zaufanie do medyków. Zaczęto też zwracać uwagę na symboliczny aspekt humanitarnego postrzegania człowieka rannego/ chorego.

Prehistoria

Poprzez intuicję, empirię i empatię przenoszenie poszkodowanych/ chorych do bezpiecznego, ciepłego miejsca było naturalną formą ochrony przed szkodliwymi warunkami atmosferycznymi.

W świetle współczesnych badań było to pewną formą leczenia stosowaną od czasów prehistorycznych gdzie pierwotni ludzie nie zawsze zostawiali na pastwę losu swoich bliskich po urazach w walce z dzikimi zwierzętami, tylko brali ich do jaskini/ schronienia.

Palenie/ grzebanie zmarłych wiązało się także z transportem zwłok do ściśle określonego miejsca np. cmentarza. W jaki sposób robiono to w czasach prehistorycznych? Tego się pewno nie dowiemy, ale możemy się domyślać mając do dyspozycji artefakty archeologiczne.

Na jednym z najstarszych malowideł naściennych przedstawiona jest pewna scenka:

Mężczyzna w ptasiej masce zaatakowany przez rannego żubra. Malowidła jaskiniowe w Lascaux, Francja, około 15 000 do 10 000 pne

Historycy sztuki, antropologowie, religioznawcy i archeologowie skłaniają się ku temu że malowidło „Człowiek z żubrem” w jaskini w Lascaux to…:

Szamańska scena z ofiarnym żubrem i mężczyzną (z maską ptaka) leżącym w transie na ziemi (Lissner, 1961).  Postać leżąca na wznak jest szamanem, a ptak jego duchem opiekuńczym, a jego żerdź to patyk lub maszt nieba. Drewniane drążki z ptakami symbolizują duchową podróż szamana i dlatego „… ścieżka do nieba symbolizowana przez pionowy słup i przekonanie, że ptak może wynieść duszę szamana w niebo”. (Lissner, 1961). Całość jest złożoną kompozycją, która zawiera dowody totemicznej wiary, praktyki szamańskiej i rytuału płodności.

Prehistoric Art and Totemic Belief, Shamanism and Fertility Ritual 2013.

Nikt tak do końca jednak nie zna znaczenia tego przedstawienia. Pola interpretacji lub nadinterpretacji są jednak szerokie. Patrząc z medycznego punktu widzenia można by było zadać kilka roboczych pytań i dać kilka roboczych odpowiedzi:

Czy ten szczegół w postaci fallusa w erekcji u myśliwego nie jest pierwszym w historii przedstawieniem priapizmu w wyniku urazu kręgosłupa po walce z bizonem?

Znając patofizjologie priapizmu wiemy że ten pacjent być może nie umarł od razu, a ten niemalże nieprzerwany wzwód mógł być dla członków plemienia zjawiskiem niecodziennym, godnym podziwu i odwzorowania na ścianie.

W takim razie nasz jaskiniowy pacjent nie mógł się poruszać o własnych siłach. Czy w takim razie współplemienni ziomkowie zostawiliby tam kolegę na pastwę losu?

Transport prawdopodobnie organizowali współplemieńcy/ rodzina osoby poszkodowanej martwiący się o to czy ich bliski przeżyje czy też nie. Z pewnością mogły to być to improwizowane środki transportu.

Travois

Najstarszym (archaicznym) sposobem transportu rzeczy, a także ludzi jest travois – nazwa związana jest z rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej (Kanada francuska), ale wywodzi się z języka francuskiego.  Travois to urządzenie o ramowej konstrukcji. Składa się z uprzęży przymocowanej do dwóch tyczek z końcami wleczonymi po ziemi. Tyczki podtrzymują platformę, na której można przenosić różne ładunki. Ten sposób transportu był jednak rozpowszechniony na całym świecie jeszcze przed wynalezieniem koła. Najstarsze ślady występowania tego narzędzia pochodzą z Alp (około 4000 r.p.n.e).

Nie znalazłem słowa zastępczego do „travois” w języku polskim. Nie należy go jednak mylić z toboganem – który jest rodzajem sanek – urządzeniem równie starym jak travois. Obecnie jest to improwizowana forma transportu w warunkach zimowych górskich nauczana na różnych kursach przetrwania, kursach ratowniczych. Do zrobienia takiej konstrukcji nadają się narty skiturowe osoby poszkodowanej.

W cywilizacji europejskiej travois jest nieco mniej rozpowszechnione niż w Ameryce ponieważ urządzenie to zostało szybko wyparte przez urządzenia kołowe. Co ciekawe jedno z najstarszych na świecie przedstawień wózka na kółkach pochodzi z południowej Polski (Bronocice koło Krakowa).

Waza z Bronocic 3635–3370 p.n.e.

Połączenie noszy z kółkami, lub zastosowanie kół do transportu osób poszkodowanych/ chorych było już tylko kwestią czasu… 

Prototypy 

Tam gdzie nie da się znaleźć w źródłach pisanych informacji na temat noszy tam należy sięgnąć po archeologiczne artefakty i twórczość z tamtego okresu. I chociaż poniższe urządzenia pozornie nie mają nic wspólnego z noszami to wizualnie mogą być uważane za protoplastów noszy.

Łoża paradne pogrzebowe (łac. lectus funebris) to w wielu kulturach łoża mniej lub bardziej ozdobne. Służyły do transportowania zwłok do miejsca pochówku lub całopalenia w tzw. konduktach pogrzebowych. Niekiedy były bardzo ciężkie – niosło je kilkanaście osób. Zachowały się łoża paradne z grobowców egipskich, greckich, rzymskich. Stosowane były w wielu różnych cywilizacjach na całym świecie. Sposób przenoszenia zwłok do miejsca pochówku to charakterystyczny wzorzec, który mógł stać się bezpośrednią inspiracją do tworzenia noszy dla osób żywych. 

Budowa i stosowanie tego typu urządzeń jest bardzo intuicyjne i niemal w każdej cywilizacji, kulturze spotykamy taki przyrząd. Chyba nikt nigdy nie traktował tego urządzenia jako wynalazek.

Lektyka to najwcześniejsza taksówka. Bez względu na to czy jest to lektyka, którą przenoszono Kleopatrę, papieska lektyka (sedia gestoria) czy  lektyki stosowane w Karpaczu do wynoszenia turystów na Śnieżkę od XVII w. są to urządzenia  bardzo zbliżone do dzisiejszych środków transportu stosowanych w zespołach ratownictwa medycznego.  Lektyka jest spotykana we współczesnych karetkach i nazywa się krzesełkiem kardiologicznym. Chociaż lektyka na ogół służyła w przeszłości do transportu osób zdrowych to z pewnością mogła być używana do transportu osób z różnymi dolegliwościami do uzdrowicieli/ lekarzy. Odmianą lektyki jest też basterna, w której siłą unoszącą są zwierzęta pociągowe.

Litter to angielskie słowo określające lektykę. W angielskojęzycznej Wikipedii możecie spotkać bardzo pojemny artykuł opisujący wykorzystanie tego „pojazdu” na wszystkich kontynentach. Na Wikipedii znajduje się również słowo litter jako rescue basket czyli kosz ratowniczy – powszechnie stosowany w branży wojskowej, HEMS, serch and rescue, ale także w obstawach imprez  sportowych.

Prokrustowe łoże

Szukając informacji na temat noszy w starożytności trafiłem na greckie wazy czerwono figurowe z postaciami i urządzeniem przypominającym nosze.

Kiedy dowiedziałem się do jakiej makabrycznej, mitologicznej historii odwołują się te obrazki początkowo odpuściłem dalsze poszukiwania bo co mogą mieć wspólnego narzędzie tortur z noszami…? 

Prokrust to postać mitologiczna. Stawał on na drodze do Aten ze swoim łożem i przy pomocy „uniwersalnego” łoża mierzył napotkanych ludzi. Jak ktoś był za długi na łoże to go przycinał. Jak ktoś był za krótki to go wydłużał. Prokrust został zgładzony przez Tezeusza.

Nad metaforą prokrustowego łoża zastanawiało się wielu… mi.: Zbigniew Herbert, Stanisław Lem, Jacques Derrida,  Slavoj Žižek… 

Jak można zastosować tą metaforę w ratownictwie medycznym? Wyobraźnia niech będzie granicą.

Jako ciekawostkę można potraktować pierwsze przedstawienie wykorzystania metody wielu rąk w przenoszeniu osoby poszkodowanej po libacji alkoholowej. Stanowisko archeologiczne Bani Hassan z okresu Średniego Państwa (od ok. 2050 do ok. 1760 p.n.e.). Grobowce wykute w wapiennym zboczu posiadają bogaty wystrój malarski, przedstawiający sceny z życia codziennego.

Mężczyzna niesiony z libacji alkoholowej do domu.Stanowisko archeologiczne Bani Hassan

Starożytny damage control

Historia świata to historia wojen, monarchów i wielkiej polityki. Jeżeli ratowano kogoś z pola bitwy i znajdziemy tą informacje w źródłach pisanych to będzie to informacja o ludziach szlachetnie urodzonych lub ludziach o ponadprzeciętnych właściwościach. Historii zwykłych ludzi, historię codzienności obecnie coraz częściej odkrywamy poprzez dane archeologiczne. Poprzez śledzenie tych ratunkowych  wątków można wysnuć tezę roboczą że:

…rozwój #MEDEVAC (ewakuacji medycznej) był nieodłącznie związany z wojnami.

Dziś już wiemy że lekiem na triadę śmierci u pacjentów urazowych jest szybki i sprawny transport pacjenta do odpowiedniego miejsca, gdzie otrzyma odpowiednie leczenie. Czy nie wiedziano o tym u zarania dziejów…?

W starożytnej Mezopotamii pierwsze rydwany wykorzystywane w licznych wojnach mogły służyć jako środek ewakuacji rannych wojowników z pola bitwy.

W najbardziej znanym zabytku literatury pięknej z około 800 r. p.n.e. „Iliadzie” Homera spotykamy wiele wątków medycznych.

Jednym z ciekawszych fragmentów Iliady jest ten, w którym  Achajowie szybko usunęli Machaona (lekarza) rydwanem z pola bitwy, ponieważ był „wart pułku” ze względu na zdolności jakie posiadał.  Potrafił leczyć rany od strzał i ostrzy różnymi maściami.

Ludzkie życie miało wartość w odniesieniu do funkcji społecznych jakie pełnił człowiek w starożytności. Jeśli chory lub poszkodowany był królem, dobrym lekarzem czy arystokratą jego wartość rosła a próby ratowania takiej osoby nabierały większego sensu. Były przede wszystkim wzniosłe, godne podziwu, a więc notowania na kartach drogiego pergaminu/ papirusu.

Zorganizowanym noszeniem od najwcześniejszych wieków starożytności zajmowali się niewolnicy. Było to ciężkie zajęcie, a przez to haniebne. Po dużych bitwach było wiele ciał do przenoszenia. Chowanie zmarłych, zwłaszcza tych, którzy zginęli bohaterską śmiercią było w wielu cywilizacjach od zarania wieków bardzo ważnym elementem. nie tyle humanitarnym co propagandowym. 

Pierwsze szpitale

Bez względu na to czy świątynia „zdrowia” znajdowała się w centrum metropolii świata starożytnego czy na obrzeżach skupisk lub na pustelniach, chorego trzeba było jakoś donieść do punktu „uzdrawiania”. 

We wszystkich starożytnych cywilizacjach, na każdym kontynencie spotykamy świątynie poświęcone zdrowiu. W czasach starożytnego Egiptu były to to świątynie poświęcone Imhotepowi. W Grecji były to świątynie poświęcone Asklepiosowi… Zorganizowanym przenoszeniem osób z pewnością zaczęto zajmować się bardziej profesjonalnie w czasach kiedy powstawały pierwsze szpitale. 

W okresie Cesarstwa Rzymskiego zaczęły powstawać w obozach legionów wojskowych szpitale, które pierwotnie miały służyć rannym żołnierzom, ale z czasem zaczęły przyjmować ubogich cywilów i przypominały przytułki.

Pierwsze szpitale (valetudinaria) z prawdziwego zdarzenia powstały w czasie panowania Oktawiana Augusta, przed 14 rokiem n.e. – dla legionistów. Tworzone były tam, gdzie lokalizowano największe zgrupowania wojsk rzymskich, na odległych rubieżach Imperium – w Germanii (Novaesium nad Renem), nad Dunajem (Carnuntum – w pobliżu Wiednia), w Afryce Północnej czy w dzisiejszej Szkocji. Ruiny rzymskich szpitali, jak też zachowane plany dowodzą, że były to niezwykle imponujące budowle, nawet oceniając z dzisiejszej perspektywy.  Największe z nich składały się z około 60 pomieszczeń dla chorych – po 2-3 w jednej sali, warunki dla pacjentów były zatem komfortowe, nawet jak na dzisiejsze czasy. Równie wygodne były pomieszczenia do kąpieli – z gorącą, letnią i zimną wodą, a także kwatery licznego personelu. Bowiem w tych szpitalach pracowali nie tylko lekarze, ale również pisarze, inspektorzy, a nawet specjaliści od przygotowywania leków.

Ciekawym tradycyjnym powiedzeniem z okresu starożytnej Grecji, ale także z okresu cesarstwa rzymskiego jest:

wróć z tarczą lub na tarczy

Według Plutarcha, tak właśnie spartańskie matki żegnały wyruszających na bitwę synów; oznaczało to, że Spartanin może wrócić jako zwycięzca (ze swoją bronią) lub martwy (poległych niesiono na tarczy), i nie ma innej możliwości. Dodatkowo określenie to znaczyło że kiedy wojownik uciekał z pola bitwy, odrzucał tarczę, by móc szybciej biec, tak więc z tarczą wracali jedynie zwycięzcy, z kolei na tarczy przynoszono do miasta poległych; powyższa sentencja podkreślała wyższość bohaterskiej śmierci nad życiem w hańbie.

Tarcza legionisty rzymskiego nadawała się także do przenoszenia żołnierzy rannych.

Scutum (łac. tarcza)
Scutum (łac. tarcza)

 Duża tarcza miała wymiary około 120 cm wysokości, do 100 cm szerokości i około 19 mm grubości.

Lecznictwo otwarte

Bardzo ciekawy sposób diagnozowania funkcjonował w starożytnej Babilonii. Przypominał trochę współczesne leczenie się przy pomocy Dr. Google:

Ułożyli go na publicznym placu, a przechodnie podchodzili doń i – jeśli sami cierpieli kiedy na jego chorobę (…) – rad mu udzielali, zalecając mu czynienie tego, co pomogło w ich przypadku albo w przypadkach im znanych. I nikomu nie wolno było mijać chorego w milczeniu, nie pytając go, co mu dolega. –

Herodot z Halikarnasu o babilońskiej medycynie

Skoro przynoszono pacjenta na plac publiczny to prawdopodobnie używano do tego prowizorycznych noszy.

W czasach prehistorycznych i starożytnych osoby które zajmowały się leczeniem/ uzdrawianiem były też jednocześnie kapłanami/ szamanami. Nawet jeżeli wyszlibyśmy z założenia że każde większe skupisko ludności miało jednego (co jest bardzo wątpliwe) to miejscem zamieszkania bardzo często były miejsca odosobnione od siedlisk ludzkich.

Wiedza o tym że w skupiskach ludzkich jest większa możliwość zachorowanie na „nieuleczalną” chorobę jest stara jak starożytność. Stąd dziwni, szaleni i niezrozumiali  kapłani, druidzi, szamani, czarownice zamieszkujący obrzeża skupisk ludzkości, którzy bardzo często parali się leczeniem, a przy okazji dystans społeczny ułatwiał kontakty z szeroką pojętą strefą duchową. Uzdrowienie było formą epifanii czyli działalności sił nadnaturalnych i jest tak traktowane przez ogół społeczeństwa do dzisiaj. Atrybutami tej wiary są kroplówka zmacniająca i badania.

Gdyby tak prześledzić sposoby leczenia i diagnozowania na przestrzeni wieków patrząc z perspektywy współczesnego EBM leczenie było po prostu szkodliwe w wielu wypadkach powodowało jeszcze większy uszczerbek na zdrowiu niż sama choroba. Problem ten rozwija i przedstawia książka Nathana Belofskyego „Jak dawniej leczono czyli plomby z mchu i inne historie”.

Ocenianie medycyny wcześniejszej z punktu widzenia współczesnej jest trochę niesprawiedliwe… Należy jednak pamiętać że dopóki istniała iskierka nadziei na poprawę zdrowia pacjenta, rodzina/ bliscy często tą iskierkę próbowała wzniecić i wszelkimi dostępnymi sposobami próbowano wyrwać pacjenta z „objęć śmierci”.

Od czasów Hipokratesa rozpoczął się pewien długi proces desakralizacji leczenia (np.: „Święta choroba”) . Tym samym rozpoczął się także proces tworzenia dyscypliny naukowej zwanej medycyną. Proces ten trwa do dziś…

Hipokrataes był uważany za lekarza wędrownego (periodeuta). Ale nawet on jak i jego rodzina / uczniowie byli traktowani jak „punkty medyczne” w starożytnym świecie. Do wyspy Kos, na której Hipokrates prowadził swoją działalność ściągały pielgrzymki z chorymi. Jakoś tych chorych musieli transportować…?

Sens niesienia pacjenta do „dobrego uzdrowiciela/ lekarza” był. Jednak dobrych lekarzy w żadnej epoce nie było na pęczki. Już sam Hipokrates zwracał na to uwagę: 

…lekarzy słynnych jest mrowie, prawdziwych zaś nader nie wielu.

Hipokrates, Prawo.

Brak dostępu do zaawansowanych form leczenia lub ratowania w zamierzchłych czasach zmuszało ludzi na przestrzeni wieków do poszukiwania różnych rozwiązań. Rodziny chorych przemierzały wraz z chorymi dziesiątki, a nawet setki kilometrów aby dostać się do różnych sławnych uzdrowicieli. Jednym z nich był Jezus Chrystus.

Nosze w historii sztuki

Sława Jezusa była tak wielka że z całego regionu, w którym prowadził swoją działalność ściągały do niego tłumy chorych. Ci którzy nie mogli dojść o własnych siłach do niego byli przenoszeni przez rodziny/ przyjaciół. Były do tego potrzebne nosze.

W ewangeliach spotykamy kilka fragmentów odnoszących się do tego procederu. Najważniejsze z punktu widzenia historii późniejszej prezentacji noszy w ikonografii są:

  • Uzdrowienie paralityka w Kafarnaum – (Mk 6,53-56) Gdy Jezus i Jego uczniowie się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych, tam gdzie, jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

W ewangeliach jest mowa o czterech przyjaciołach paralityka, którzy przynieśli chorego do Jezusa. W ewangelii Marka i Łukasza jest dodatkowo informacja że uzdrowiony paralityk z Kafarnaum sam wziął nosze i poszedł do domu. Bez względu na prawdę historyczną przekazu zawartą w tym fragmencie nosze w takim razie musiały być lekkie.

  • Wskrzeszenie młodzieńca z Nain – (Łk 7, 11-15)  Następnie Jezus udał się do miasteczka zwanego Nain. Razem z Nim szli Jego uczniowie i wielki tłum. Gdy zbliżył się do bramy miasta, właśnie wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową. Razem z nią szedł z miasta znaczny tłum. Widząc ją, Pan wzruszył się bardzo i powiedział do niej: Nie płacz. I podszedł, dotknął pogrzebowych noszy, a ci, którzy je nieśli zatrzymali się. Wtedy powiedział: Młodzieńcze, tobie mówię, wstań! A ten, który był martwy, usiadł i zaczął mówić. I Jezus oddał go jego matce 

Bez względu na to czy pacjent był żywy czy martwy, nosze wyglądały bardzo podobnie i służyły do tego samego – przenoszenia ciała.

Ciało osoby dopiero co zmarłej, po trzech dobach od zatrzymania krążenia, nieprzytomnej lub  sparaliżowanej jest wiotkie, a przez to relatywnie cięższe do przenoszenia niż ciało z jakimkolwiek napięciem mięśniowym. Tragarze, sanitariusze, brandkardierzy, pracownicy prosektoriów i ratownicy medyczni dobrze to wiedzą.

W czasach nowożytnych zaczęto zwracać uwagę na to żeby nie transportować zmarłych i żywych tym samym urządzeniem. Jednak podczas większych konfliktów zbrojnych przestawało to mieć znaczenie. Takie sytuacje zdarzały się nawet w XX w i zdarzają do teraz w krajach ubogich cywilizacyjnie. 

Z drugiej strony należy też jednak zwrócić uwagę na to że obecne w krajach rozwiniętych cywilizacyjnie transportuje się osoby bez oznak życia do oddziałów hemodynamiki lub  oddziałów posiadających aparaturę pozaustrojowego utlenowania krwi (ECMO). 

Nosze stają się w kontekście takiego transportu niemymi świadkami wielu „sytuacji granicznych” (określenie zaczerpnięte od Karla Jaspersa). Mam na myśli tutaj nie tylko brak oznak życia, ale także narodziny, czy cierpienie określone w medycynie „bólem”.

Cechy wspólne

Powielane motywy religijne (kilkaset przedstawień) w sztuce różnych epok historycznych dają nam do zrozumienia że wyobrażenie noszy na przestrzeni wieków niewiele się zmieniało. Charakterystyczne elementy budowy noszy przetrwały do dzisiaj:

  • sztywna konstrukcja o długości około 2 m i szerokości około 60 cm,
  • dwa sztywne pałąki wystające równolegle na obu końcach konstrukcji
  • cztery niewielkie wypustki od spodu w celu większej izolacji od podłoża.

W średniowiecznej Europie opieka medyczna stała się domeną chrześcijańską i całkowicie podporządkowana była doktrynie religijnej. Rozwój medycyny od czasów Galena był hamowany przez szereg zakazów między innymi zakaz wykonywania sekcji zwłok. Kwitło jednak powstawanie szpitali, które pełniły bardziej funkcję przytułku dla ubogich/ lazaretu. Niektóre zakony były określane jako szpitalne i pełniły funkcję opieki nad chorymi i poszkodowanymi.

Uzdrawianie/leczenie (bo przecież nie medycyna) podzieliło się na dwa różne nurty: teoretyczny uprawiany w ośrodkach akademickich skupiających się na klasycznych kanonach medycyny i praktyczny uprawiany przez cyrulików/felczerów/szewców i golibrody. Oba nurty często ścierały się ze sobą, a nawet się zwalczały.

Bogaci korzystali z usług obu nurtów. Ubożsi tylko z nurtu reprezentowanego przez protoplastów chirurgów. Nie mniej jednak bez względu na jakość usługi medyczne funkcjonowały, a pacjenci często sami nie byli w stanie się dostać o własnych siłach do tych „specjalistów”. Kolejny raz przydatne musiały być nosze, a przynajmniej wozy zaprzężone w zwierzęta pociągowe.

Pełna profeska

Jedno z wcześniejszych laickich przedstawień profesjonalnych noszy (przed 1380 r.) pochodzi z średniowiecznego manuskryptu: Waleriusz Maksymus, Czyny i powiedzenia godne pamięci w dziewięciu księgach. Namalował go anonimowy twórca w historiografii określany jako Mistrz Księgi Koronacyjnej Karola V. Miniatura ta była formą komentarza do tekstu historycznego.

Jedno z najwcześniejszych przedstawień noszy. Autor anonimowy (tzw. Mistrz Księgi Koronacyjnej Karola V (przed 1380 r))
Mistrz Księgi Koronacyjnej Karola V (przed 1380 r)

Ilustracja odnosi się do pierwszego wieku naszej ery i przedstawia dwóch noszowych w strojach średniowiecznych niosących rannego króla. Jest to więc przedstawienie noszy z XIV w. Wygląda to jak skrzyżowanie kosza ratowniczego z noszami. Kosz prawdopodobnie jest wiklinowy. Bardzo pomysłowy patent, który mógł być stosowany znacznie częściej w tamtych czasach. Średniowieczna Europa była zaangażowana w wojny krzyżowe, rozpowszechnione zakony szpitalników z pewnością wykształciły jakieś metody ewakuacji medycznej z pola bitwy.

Najczęściej wykorzystywane narzędzie do transportu pacjentów w historii… ever.

Kończąc okres średniowiecza należy zaznaczyć że najbardziej popularnym środkiem transportu chorych/ poszkodowanych/ martwych był wóz jedno lub dwuosiowy zaprzęgnięty w zwierzęta pociągowe.

I chociaż w dużych miastach od drugiej połowy XIX w. zaczęły powstawać pogotowia to z mniejszych prowincjonalnych miejscowości ewakuowano pacjentów furmankami jeszcze w drugiej połowie XX w.

Wywóz ofiar epidemii do masowych grobów to klasyczny obrazek mający za zadanie niesienie trwogi. Różnie nazywano te pojazdy: pasen vagen, dead cart.

Pierwsze ambulanse z wojen napoleońskich miały konstrukcje bardzo podobną do tych wehikułów (jedna oś, duże koła, lekkie, proste…)

Czasy nowożytne

Termin ” ambulans” pochodzi od łacińskiego słowa ” ambulare „, które oznacza „chodzić lub poruszać się”, co jest odniesieniem do wczesnej opieki medycznej, kiedy pacjenci byli przenoszeni przez podnoszenie lub kołysanie. Słowo ambulans pierwotnie oznaczało ruchomy szpital, który podąża za armią. Ambulance (ambulanse w języku hiszpańskim) zostały po raz pierwszy użyte do transportu ratunkowego w 1487 r. Przez siły hiszpańskie podczas oblężenia Malagi przez monarchów katolickich przeciwko Emiratowi Granada.

Określenie „ambulans” jest jednak mocno związane z francuskim chirurgiem wojskowym Dominique-Jean Larrey, który w dobie wojen napoleońskich wymyślił innowacyjny system transportu poszkodowanych z pola bitwy do miejsca (szpitala polowego), w którym można było udzielić pomocy medycznej. Kilka dekad później pomysł przyjął się na gruncie cywilnym.

Larrey nosze w latającym ambulansie
Larrey nosze w latającym ambulansie

Szerzej na temat tego epizodu historii medycyny znajdziemy w świeżym wpisie Medyczna rewolucja na polu bitwy. Latające ambulanse barona Larreya.

Powstanie Listopadowe

Organizacja służb medycznych w czasie powstania listopadowego była ewenementem na skalę światową. Czerpała ona inspiracje z wojen napoleońskich, ale wiele elementów było bardziej dopracowanych i dopasowanych do lokalnych warunków i możliwości. Bardzo rzadko w różnych opracowaniach historycznych dotyczących pogotowia ratunkowego na ziemiach polskich wspomina się o tym zapomnianym epizodzie. Być może dlatego że trwał za krótko.

Głównym bohaterem tego epizodu był bohater zbiorowy: lekarze, infimerzyści, personel szpitali polowych. Najważniejszą postacią był jednak organizator tego medycznego systemu Gen. Karol Kaczkowski.

W Instrukcji powstałej z doświadczeń pod Olszynką Grochowską Kaczkowski napisał tak:

W celu, ażeby ranni z pola bitwy zaraz zebrani i wcześnie opatrzeni zostali, tudzież aby podczas bitwy zdrowi żołnierze nie opuszczali bezpotrzebnie szeregów swoich pod pozorem odprowadzenia tamtych zbyt daleko, następujące wydaje się urządzenie:

  • Utworzone zostaną oddziały infirmerzystów, które do sztabu niższego należeć będą.
  • W każdym batalionie będzie 6 infirmerzystów, których pułk dostarczy wybierając ludzi silnych i dobrej konduity.
  • Infirmerzystów obowiązkiem będzie podczas bitwy zbierać ciężko rannych i odnosić do najbliższego ambulansu na miejsce przez naczelnego lekarza wskazane i zatkniętą chorągwią białą oznaczone.
  • Podczas bitwy oddziały infirmerzystów pułku każdego wypełniać będą rozkazy sztabslekarza lub lekarza batalionowego, mającego dozór nad zbieraniem z placu boju rannych.
  • Każdy infirmerzysta będzie miał, tak jak żołnierz, prawo do ozdób wojskowych, skoro w czasie bitwy z narażeniem życia gorliwie powinności swoje dopełnił.

F. Giedroyć, Służba zdrowia w dawnym wojsku polskim, Warszawa 1927, s.14 [w:] W. Lisowski, Ludzie zasługi niepospolitej: wybitni polscy lekarze XII−XX w, Warszawa 1983, s. 246−247.

Podczas bitwy o Olszynkę pomysłem nowatorskim była segregacja poszkodowanych według stopnia kontuzji, przeprowadzona na bieżąco w trakcie toczącego się boju. Lekko ranni żołnierze, po założeniu prowizorycznego opatrunku przez lekarza batalionowego, z bronią w ręku szli na zbiórkę do Warszawy. Ciężej rannych brankardierzy odnosili na noszach do ambulansów, skąd, po opatrzeniu, odwożeni byli do szpitali warszawskich. Traktem Brzeskim, czyli dzisiejszą ulicą Grochowską kursowały przewożąc kontuzjowanych, oddane do dyspozycji wojska prywatne powozy i chłopskie fury. Wreszcie
ciężko ranni, wymagający natychmiastowej operacji, kierowani byli do szpitali polowych.

Powstanie listopadowe 1830–1831 Dzieje – historiografia – pamięć (praca zbiorowa)

Na Powstaniu Listopadowym kończę ten wpis ponieważ w drugiej połowie XIX w. rozwój medycyny ratunkowej od momentu powołania Organizacji Czerwonego Krzyża w 1863 r. mocno przyśpieszył innowacje w zakresie ewakuacji medycznej na całym świecie.

Ciekawe wątki do zgłębienia

Notes on the history of military medicine. Historia ewakuacji medycznej to głównie wątki wojenne. Jest to nieco starsza publikacja angielskojęzyczna, gdzie można prześledzić historyczne epizody medyczne.

Coolidge Stretcher wojna secesyjna. Muzeum Wojny Secesyjnej. Prezentowane tam nosze bardzo przypominają te, które posiadamy we współczesnych karetkach (1861 r.)

Innovación tecnológica y humanitarismo en el traslado de heridos de guerra: el informe de Nicasio Landa sobre un nuevo sistema de suspensión elástica de camillas (Pamplona, 29 mayo 1875). Artykuł przedstawia oryginalny tekst opisujący propozycję nowego „elastycznego systemu zawieszenia noszy”, mający zastosowanie do wozów rolniczych i innych urządzeń transportowych dla rannych (Wojna domowa w Hiszpanii 1875 r.). Nie był to pierwszy taki pomysł bo w 1867 r. na Wystawie Światowej w Paryżu podobny wynalazek dostał wyróżnienie.

MEDEVAC przez wieki. Fascynat modelingu wiernie odtwarza sposoby ewakuacji medycznej na przestrzeni wieków.

W drugiej części zajmę się teorią i praktyką związaną z noszami…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.